Norma Euro 7 coraz bliżej. Trujące auto samo doniesie na kierowcę
Komisja Europejska
prowadzi intensywne prace nad tym, by już w 2025 roku na drogi Unii wprowadzić
normę emisji spalin Euro 7. W miarę upływu czasu poznajemy nowe, intrygujące
założenia, które mocno dotkną diesle, a życie utrudnią nawet… autom
elektrycznym!
Rynkowy żywot samochodów z silnikami spalinowymi w Unii
Europejskiej został już właściwie przesądzony i dokona się w roku 2035, gdy w
życie wejdzie zakaz ich sprzedaży. Już wcześniej takie samochody nie będą
jednak miały łatwo. Choć ostateczne wytyczne nie zostały jeszcze uzgodnione, to
jedno jest już pewne: nowe normy emisji spalin Euro 7 zauważalnie wpłyną na podwyżkę cen nowych samochodów i jeszcze bardziej utrudnią konkurencyjność tych z
silnikiem diesla.
Najbardziej prawdopodobny obecnie kształt tego projektu i
tak jest pewnym kompromisem, który jest łagodniejszy od poprzednich wersji. Te
w praktyce zakładały, że już za trzy lata na rynku mogłyby zostać praktycznie
hybrydy z silnikami benzynowymi i modele czysto elektryczne.
Obecnie los motorów spalinowych z dieslami włącznie wydaje
się jednak uratowany. Takim jednostkom nie będzie jednak łatwo na rynku: przez
nowe wymogi staną się one jeszcze bardziej skomplikowane, a przez to droższe.
Główna zmiana wobec obecnie obowiązującej normy Euro 6
dotyczy emisji NOx. Jej poziom ma zostać obniżony aż o 35%, ale to nie wszystko
- musi on zostać utrzymany przez kolejne 10 lat od dnia sprzedaży auta i 200
tys. km przebiegu. Oznacza to dwukrotne wydłużenie tych wartości wobec obecnych
standardów.
Norma Euro 7: auto
samo będzie kontrolować poziom spalin i zgłaszać nieprawidłowości
Unia znalazła też konkretny sposób na to jak sprawdzić, czy
wymagany poziom emisji jest rzeczywiście utrzymywany: samochody będą miały
zostać wyposażone w czujniki, które na bieżąco będą badały to, co wydobywa się
z rur wydechowych. Jeśli normy zostaną przekroczone, samochód sam doniesie na
kierowcę poprzez zgłoszenie nieprawidłowości.
Według ekspertów rozwiązania te w nieznaczny sposób wpłyną
na ceny nowych aut z silnikami benzynowymi, ale już w znaczny na te z napędem
wysokoprężnym. Prawdopodobnie niemożliwe stanie się utrzymanie nowych diesli na
rynku, które nie będą wyposażone choćby w system tak zwanej miękkiej hybrydy z
instalacją 48V.
To z kolei oznacza w praktyce ograniczenie w gruncie rzeczy
całkiem już ekologicznych we współczesnym wydaniu diesli tylko do aut klasy
premium. Próg cenowy nowych aut będzie nieustannie rósł, co konsekwentnie
niechybnie doprowadzi do śmierci nie tylko do najmniejszych aut z segmentu A,
ale i subkompaktów z segmentu B.
W 2025 roku wybór wśród nowych aut wielkości Opla Corsy albo
Volkswagena Polo będzie już bardzo ograniczony. Te zmiany już się dzieją: chwilę
temu sam Ford potwierdził, że kończy się produkcja święcącego jeszcze niedawno
przecież wielkie sukcesy modelu Fiesta.
Za trzy lata poważne wyzwania pojawią się jednak przed
autami wszelkich typów - nie uciekną przed nimi nawet elektryki. Euro 7 będzie
pierwszą normą, która będzie dotyczyła ich w tak znacznym stopniu. Bezpośrednio
w auta z tym napędem zostaną wycelowane wymogi co do żywotności akumulatorów (utrzymanie
sprawności na określonym poziomie przez określony czas od produkcji oraz
możliwość recyklingu do wymaganego stopnia). Unia Europejska chce w ten sposób
chronić gospodarkę przed marnotrawstwem surowców, których wydobycie jest
szczególnie kapitało- i energochłonne.
Norma ta będzie też pierwszą, która będzie uwzględniała…
emisję pyłków wygenerowanych podczas hamowania. Według nowych danych naukowych, za znaczny
poziom emisji zwłaszcza większych cząsteczek PM10 w przypadku samochodów
odpowiedzialne są hamulce i opony. Politycy chcą więc narzucić producentom zmiany i
w tym zakresie.
Dodaj komentarz
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.