Portal V10 » Aktualności policyjne » Rowerem nad Morze Czarne

Rowerem na Ukrainę. Przez Rumunię i Mołdawię. 1756 przejechanych kilometrów, ponad 94 godziny w siodle. Komisarz Waldemar Nitychoruk, śledczy z komendy miejskiej, kolejny raz spędził urlop na rowerze. Tym razem wybrał się jednośladem aż nad Morze Czarne.
Przejście graniczne w Medyce, kierunek: Lwów. Pierwszy biwak w miejscowości Turka, stolicy ziemi bojkowskiej, na posesji u gościnnego gospodarza. Kolejne dwa dni spędzone na podziwianiu ukraińskiej strefy Karpat i biwakowanie „na dziko”, nad rzekami. A żeby nie było tak łatwo, przez miejscowości Mukaczewo, Hust, Sołotwyno jadą do przejścia granicznego z Rumunią.
Rowerzyści (komisarz podróżował z kolegą z Krakowa) nadkładają drogi i kierują się do miejscowości Sapanta. Warto zwiedzić, bo tu znajduje się tzw. wesoły cmentarz, jedna z większych atrakcji Rumunii. W tym kraju podróżni zwiedzają Maramuresz, słynny z drewnianej zabudowy, docierają do miejscowości Borsa, skąd rozpościera się widok na malownicze Góry Rodniańskie. Po ponad 20-kilometrowym podjeździe zdobywają przełęcz Prislop (1416 m. n. p. m). Potem zjazd złą nawierzchnią w dolinę rzeki Bystriti, która wita odmienną zabudową i krajobrazami. Docierają do miejsca, w którym poprzez spiętrzenie wód Bistriti powstał sztuczny zalew. Tu biwak wśród wędkarzy. Za miejscowością Bicaz docierają do słynnego wąwozu – kanionu wyrzeźbionego przez rzekę. Skalne urwiska sięgają tu blisko 400 metrów wysokości. Fantastyczne widoki, specyficzny mikroklimat, liczne serpentyny o zakrętach po 180 stopni.
Kolejny etap podróży to Mołdawia. Wzdłuż Prutu, przez małe wioski, pola uprawne i nieużytki, potem winnice i teren mocno pofałdowany. Docierają do Vulcanesti, gdzie znajdują nocleg. A następnego dnia zmierzają znów w stronę granicy ukraińskiej i przejeżdżają obok potężnego betonowego obelisku „Kołchoz imienia Ilicza”, po którym zostało tylko trochę rozwalających się budynków... Jadą w stronę miejscowości o egzotycznej nazwie Tatarbunary. Mijają rozległe uprawy. Krajobraz monotonny – kiedyś był tu step. Zaskakują duże odległości między miejscowościami, w jednym przypadku były to aż 34 kilometry.
W kolejnym dniu na horyzoncie rysuje się wreszcie sina kreska. Rowerzyści dojeżdżają do urwiska i u ich stóp, kilkadziesiąt metrów poniżej, rozpościera się wielka woda. Pod dwóch tygodniach walki z upałem, grawitacją, koszmarnymi drogami i własnymi słabościami dojechali nad Morze Czarne.
(KWP w Katowicach / mmw)
Przejście graniczne w Medyce, kierunek: Lwów. Pierwszy biwak w miejscowości Turka, stolicy ziemi bojkowskiej, na posesji u gościnnego gospodarza. Kolejne dwa dni spędzone na podziwianiu ukraińskiej strefy Karpat i biwakowanie „na dziko”, nad rzekami. A żeby nie było tak łatwo, przez miejscowości Mukaczewo, Hust, Sołotwyno jadą do przejścia granicznego z Rumunią.
Rowerzyści (komisarz podróżował z kolegą z Krakowa) nadkładają drogi i kierują się do miejscowości Sapanta. Warto zwiedzić, bo tu znajduje się tzw. wesoły cmentarz, jedna z większych atrakcji Rumunii. W tym kraju podróżni zwiedzają Maramuresz, słynny z drewnianej zabudowy, docierają do miejscowości Borsa, skąd rozpościera się widok na malownicze Góry Rodniańskie. Po ponad 20-kilometrowym podjeździe zdobywają przełęcz Prislop (1416 m. n. p. m). Potem zjazd złą nawierzchnią w dolinę rzeki Bystriti, która wita odmienną zabudową i krajobrazami. Docierają do miejsca, w którym poprzez spiętrzenie wód Bistriti powstał sztuczny zalew. Tu biwak wśród wędkarzy. Za miejscowością Bicaz docierają do słynnego wąwozu – kanionu wyrzeźbionego przez rzekę. Skalne urwiska sięgają tu blisko 400 metrów wysokości. Fantastyczne widoki, specyficzny mikroklimat, liczne serpentyny o zakrętach po 180 stopni.
Kolejny etap podróży to Mołdawia. Wzdłuż Prutu, przez małe wioski, pola uprawne i nieużytki, potem winnice i teren mocno pofałdowany. Docierają do Vulcanesti, gdzie znajdują nocleg. A następnego dnia zmierzają znów w stronę granicy ukraińskiej i przejeżdżają obok potężnego betonowego obelisku „Kołchoz imienia Ilicza”, po którym zostało tylko trochę rozwalających się budynków... Jadą w stronę miejscowości o egzotycznej nazwie Tatarbunary. Mijają rozległe uprawy. Krajobraz monotonny – kiedyś był tu step. Zaskakują duże odległości między miejscowościami, w jednym przypadku były to aż 34 kilometry.
(KWP w Katowicach / mmw)
źródło: KGP
Dodaj komentarz
Aby komentować pod zarezerowanym, stałym nickiem, bez potrzeby
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.
Zaloguj się
0
Komentarze do:
Rowerem nad Morze Czarne
Podobne: Rowerem nad Morze Czarne




Podobne galerie: Rowerem nad Morze Czarne



Najczęściej czytane w tym miesiącu



Tapety na pulpit
Newsletter
Galerie zdjęć