Portal V10 » Aktualności policyjne » Maratończyk ze Śródmieścia

W Policji o jego sportowym hobby wiedzą tylko nieliczni. Nigdy na imprezie nie reprezentował naszej formacji. Jest początkującym biegaczem. Systematycznym uprawianiem biegów długodystansowych zajął się mając trzydzieści dwa lata - mowa o asp. Jarosławie Szczepaniuku, kierowniku I rewiru dzielnicowych komendy rejonowej Policji Warszawa I. Aspirant Jarosław Szczepaniuk ma 36 lat. Jest wysoki, szczupły i dobrze zbudowany. W czasie wolnym od służby uprawia biegi długodystansowe. W ciągu ostatnich czterech lat uczestniczył w pięciu maratonach, osiemnastu półmaratonach, sześciu biegach na dystansie piętnastu kilometrów i pięćdziesięciu o długości dziesięciu kilometrów. Wszystkie ukończył bez kontuzji. Jego sportowe trofea z trudem mieszczą się na biurku. W czasie ostatniego Maratonu Warszawskiego z czasem 1:26:20 zajął 204 miejsce na 2353 osoby startujące.
Pierwsze sukcesy
Biegi długodystansowe, jak na sportowca, zaczął uprawiać dość późno – dopiero w wieku trzydziestu dwóch lat. Jednak jego przygoda z tą dyscypliną sportu zaczęła się dużo wcześniej. W 1996 roku przebywał na kursie podstawowym w Szkole Policji w Słupsku. - Wśród kursantów był młody maratończyk, który zachęcił mnie do popołudniowych biegów w pobliskim lesie – mówi asp. Szczepaniuk. - Co drugi dzień przebiegaliśmy ponad pięć kilometrów. Ja oczywiście w wolniejszym tempie. Po ukończeniu kursu Szczapaniuk wrócił do pracy w Wołominie. Wydawałoby się, że zapomniał o takiej formie spędzania czasu wolnego. Dopiero po sześciu latach, podczas sierpniowego pobytu u rodziny w Berlinie, założył sportowe obuwie i znowu zaczął biegać. Po powrocie do kraju rozpoczął systematyczne treningi. Zaczęło mu to sprawiać przyjemność. Poza tym poprawił kondycję fizyczną. Od tego czasu, kilka razy w tygodniu wieczorem, można było go spotkać na miejskim stadionie w Wołominie. Tam właśnie, jesienią 2004 roku, spotkał Tadeusza Gołębieskiego, trenera wołomińskiego Klubu Sportowego „Huragan”, który zaprosił go do udziału w andrzejkowym biegu. Była to pierwsza impreza biegowa w której wystartował. Pomimo braku doświadczenia i odpowiedniego sprzętu udało mi się ukończyć półmaraton, przebiec dwadzieścia jeden kilometrów – opowiada aspirant.
Trochę wyrzeczeń
Największą wartość mają dla mnie medale z biegów maratońskich. Każdy dokładnie pamiętam – mówi Szczepaniuk. – Po odbyciu krótkiego biegu szybko mija zmęczenie. Po ponad czterdziestokilometrowym maratonie dochodzi się do siebie co najmniej przez trzy tygodnie. Długo odczuwa się bóle w mięśniach nóg zwłaszcza przy wchodzeniu i schodzeniu ze schodów. To spore wyzwanie dla kondycji fizycznej i psychiki. Przed startem Szczepaniuk nie denerwuje się, nocą nie ma sennych koszmarów, nie narzeka na brak apetytu. Uważa, że umie zapanować nad organizmem. Adrenalina dopiero daje znać w dniu rozpoczęcia imprezy, kiedy podchodzi do linii startu. Podczas biegowego treningu nie zakłada słuchawek, nie słucha muzyki. Twierdzi, że takie dźwięki zakłócają rytm biegu. Z jego sportowych zainteresowań niezbyt zadowolona jest Beata, żona. Udział w maratonach wymaga bowiem ciągłych wyjazdów; głównie w weekendy.
Niewiele osób ze środowiska wie, że maratończyk Jarosław Szczapaniuk jest policjantem. Także mało funkcjonariuszy kojarzy go z tym sportem. Nigdy też nie reprezentował swojej formacji na biegach ogólnopolskich czy zagranicznych. – Trzeba mieć lepsze wyniki. Jestem dopiero rozwijającym się sportowcem. Co roku poprawiam wynik – mówi skromnie. Udział w maratonach traktuje też jako sposób poznawania ciekawych ludzi oraz zdobywanie kolejnych doświadczeń sportowych. Jednak nie znajduje czasu na utrzymywanie z innymi biegaczami kontaktów towarzyskich. Zwłaszcza, że niedawno zmienił miejsce zamieszkania. – Z Wołomina przeprowadziłem się do Ząbek – opowiada. – Od razu znalazłem nowe miejsce do treningów – las niedaleko elektrowni w Kawęczynie. Do biegania zachęciłem też mojego sześcioletniego syna Michała. Wziął udział w biegu przedszkolaka.
Pierwsze sukcesy
Biegi długodystansowe, jak na sportowca, zaczął uprawiać dość późno – dopiero w wieku trzydziestu dwóch lat. Jednak jego przygoda z tą dyscypliną sportu zaczęła się dużo wcześniej. W 1996 roku przebywał na kursie podstawowym w Szkole Policji w Słupsku. - Wśród kursantów był młody maratończyk, który zachęcił mnie do popołudniowych biegów w pobliskim lesie – mówi asp. Szczepaniuk. - Co drugi dzień przebiegaliśmy ponad pięć kilometrów. Ja oczywiście w wolniejszym tempie. Po ukończeniu kursu Szczapaniuk wrócił do pracy w Wołominie. Wydawałoby się, że zapomniał o takiej formie spędzania czasu wolnego. Dopiero po sześciu latach, podczas sierpniowego pobytu u rodziny w Berlinie, założył sportowe obuwie i znowu zaczął biegać. Po powrocie do kraju rozpoczął systematyczne treningi. Zaczęło mu to sprawiać przyjemność. Poza tym poprawił kondycję fizyczną. Od tego czasu, kilka razy w tygodniu wieczorem, można było go spotkać na miejskim stadionie w Wołominie. Tam właśnie, jesienią 2004 roku, spotkał Tadeusza Gołębieskiego, trenera wołomińskiego Klubu Sportowego „Huragan”, który zaprosił go do udziału w andrzejkowym biegu. Była to pierwsza impreza biegowa w której wystartował. Pomimo braku doświadczenia i odpowiedniego sprzętu udało mi się ukończyć półmaraton, przebiec dwadzieścia jeden kilometrów – opowiada aspirant.
Trochę wyrzeczeń
Największą wartość mają dla mnie medale z biegów maratońskich. Każdy dokładnie pamiętam – mówi Szczepaniuk. – Po odbyciu krótkiego biegu szybko mija zmęczenie. Po ponad czterdziestokilometrowym maratonie dochodzi się do siebie co najmniej przez trzy tygodnie. Długo odczuwa się bóle w mięśniach nóg zwłaszcza przy wchodzeniu i schodzeniu ze schodów. To spore wyzwanie dla kondycji fizycznej i psychiki. Przed startem Szczepaniuk nie denerwuje się, nocą nie ma sennych koszmarów, nie narzeka na brak apetytu. Uważa, że umie zapanować nad organizmem. Adrenalina dopiero daje znać w dniu rozpoczęcia imprezy, kiedy podchodzi do linii startu. Podczas biegowego treningu nie zakłada słuchawek, nie słucha muzyki. Twierdzi, że takie dźwięki zakłócają rytm biegu. Z jego sportowych zainteresowań niezbyt zadowolona jest Beata, żona. Udział w maratonach wymaga bowiem ciągłych wyjazdów; głównie w weekendy.
źródło: KGP
Dodaj komentarz
Aby komentować pod zarezerowanym, stałym nickiem, bez potrzeby
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.
Zaloguj się
0
Komentarze do:
Maratończyk ze Śródmieścia
Podobne: Maratończyk ze Śródmieścia




Podobne galerie: Maratończyk ze Śródmieścia



Najczęściej czytane w tym miesiącu



Tapety na pulpit
Newsletter
Galerie zdjęć