Wojna ludzi z AI już się zaczęła. Autonomiczne pojazdy zablokowały ulicę w San Francisco

Na ulicach San Francisco już od 2021 roku można spotkać elektryczne Jaguary I-Pace, które poruszają się bez żadnego kierowcy. To element pilotażowego programu pojazdów autonomicznych należącej do Google firmy Waymo, który swego czasu miał doprowadzić do samochodu Google'a.

Całego samochodu nie ma, ale Waymo z pojazdami autonomicznymi radzi sobie coraz lepiej. Co jednak nie znaczy, że idealnie. Na przestrzeni ostatnich czterech lat już nie raz zdarzyło się, że poruszające się z mniejszą lub większą zaradnością wozy Waymo utrudniały ruch na ulicach San Francisco. Pierwszy raz zdarzyło się jednak, że ten chaos był… w pełni zaplanowany.

Grupa osób zorganizowana przez 23-letniego "tech prankstera" (po polsku to by chyba było "technologicznego żartownisa"?) Riley’a Walza, wpadła na pomysł, by zamówić jednocześnie 50 bezzałogowych taksówek z sieci Waymo pod jedną lokalizację - na końcu najdłuższej ślepej uliczki w centrum miasta. 

Walz przyznał, że cała akcja miała przypominać atak DDoS, tylko w świecie rzeczywistym. Oddał też autorom oprogramowania, że przewidzieli i przygotowali się na takie sytuacje. "Nie wsiedliśmy do aut. Po około 10 minutach same odjechały i ściągnęły od nas po 5 dolarów w ramach opłaty za niestwienie się do przejazdu. Waymo poradziło sobie z tym dobrze" - napisał Walz w serwisie X.

Ostatecznie więc żart skończył się na korku 50 zdezorientowanych aut kierowanych sztuczną inteligencją, ale mogło być dużo gorzej. Jak wyjaśnił rzecznik prasowy Waymo amerykańskiemu magazynowi Road & Track, system został zaprojektowany tak, by automatycznie wykrywać i ograniczać liczbę odbiorów w danym miejscu. 

Firma była więc w stanie zablokować kolejne zamówienia docierające z podejrzanego adresu. Dlaczego nie stało się to wcześniej? Bo duża liczba zamówień przejazdów napływająca z jednego miejsca w jednej chwili jak najbardziej może się wydarzyć, na przykład po zakończeniu jakiegoś koncertu albo meczu, i Waymo upatruje w nich dużej szansy na zarobek.

"Waymo realizuje setki tysięcy autonomicznych przejazdów tygodniowo w pięciu miastach, korzystając z floty ponad 2000 pojazdów. Stale udoskonalamy system, by równoważyć obciążenie w konkretnych lokalizacjach i zapewnić najwyższą jakość doświadczenia pasażerów" - dodał rzecznik. 

Sam Walz tłumaczył później, że całe przedsięwzięcie miało charakter eksperymentalny - chciał po prostu sprawdzić, jak zareaguje infrastruktura Waymo. To zresztą nie pierwszy jego kontrowersyjny projekt; wcześniej stworzył aplikację, która pokazywała w czasie rzeczywistym pozycje miejskiej służby parkingowej - zanim została zablokowana przez władze.

"Podziwiam Waymo za to, co zbudowali. To był dla nas zabawny test, a firma być może dzięki temu ulepszy system, by zapobiec podobnym, ale faktycznie złośliwym działaniom. Staraliśmy się nikomu nie przeszkadzać" - podkreślił Walz.

Sytuacja ta - a nawet sam pomysł młodego żartownisia - pokazuje jednak z jak wieloma, czasem zupełnie nieoczekiwanymi wyzwaniami, będą musieli mierzyć się nie tylko twórcy samochodów autonomicznych, ale i wszyscy użytkownicy dróg. Biorąc pod uwagę, że już w przyszłym roku pojazdy tego typu pojawią się w wybranych krajach Europy, m.in. Niemczech, już w nieodległym czasie przyjdzie nam się bezpośrednio mierzyć z podobnymi wydarzeniami, które mieliśmy znać tylko z filmów sci-fi…